SLAVIC REVIEWS

FRENCH TV #9: THIS IS WHAT WE DO

French TV je Ameriška skupina, ki igra v glavnem slog RIO/avantgarda, a če sem iskren, jih je težko uvrstiti le v to kategorijo, saj se v njihovi glasbi sliši tako zelo veliko vplivov. Še edini izvirni član, ki je ostal iz zgodnjih osemdesetih, ko je skupina začela, je basist Mike Sary, ki vedno najde sposobne glasbenike, da sodelujejo z njim. This Is What We Do je njihov osmi studijski izdelek in kar se mene tiče njihov najboljši do zdaj.

Ker je French TV ena najbolj izvirnih in delovnih zasedb v ZDA, je še toliko težje razložiti njihovo neprepoznavnost, tako v ZDA kot drugje. Mike Sary je celo nehal iskati založbe, ki bi izdajale njihove albume in je raje ustanovil svojo.

Album se začne s pesmijo s tipično (za French TV) abstraktnim naslovom in z glasbo, ki se popolnoma ujema z njim. Veliko je sprememb ritma, prav tako je veliko razpoloženjskih nihanj, od meditativnih delov do jeznih in zabavnih. Ta kompozicija prikaže vse najboljše lastnosti skupine. V le eno skladbo so sposobni dati tako veliko čustev in stilov, da se človek le čudi. Tudi nadaljevanje je podobno. Ska Face se začne s ska ritmom, a kmalu se razvije v tipično French Tv norijo. Sledi My Little Cicada, kjer lahko slišimo grozljive mellotronske dele, ki potegnejo na King Crimson, ko so na delu pihala pa se sliši tudi vpliv Henry Cow. Prehodi so zopet tekoči, kasneje pa se v skladbi sliši tudi čudovito igranje na violini (Chris Smith), opazni pa so tudi izjemni deli na Hammond orglah in kitari. Look at the Bears me na trenutke spominja na Happy the Man, spet drugič pa na Emerson, Lake and Palmer ali Henry Cow. Gre za še eno skladbo z odlično energijo in ne čudi me, da jo zelo radi igrajo na koncertih. Za konec albuma so nam prihranili še eno poslastico z nenavadnim naslovom. Začne se kot odličen fusion, potem se razpoloženje dostikrat spremeni, a vedno se vrnejo na izvirno stopnjo navdušenja.

French TV vplive črpa iz tako veliko različnih virov, da se včasih zdi kot da gre le za skupek različnih žanrov in vplivov, a ta skupek se zdi popolnoma naraven in glasba nemoteno teče. Ponavadi imajo skupine težave z obvladovanjem toliko žanrov in s preklaplanjem med njimi, a pri French TV se zdi sila preprosto. Včasih lahko slišiš čisti jazz-rock, drugič ska, potem simfoničen rock v stilu Emerson, Lake and Palmer, včasih se slišijo mehiški in vzhodnjaški vplivi, medtem ko spet drugič zvenijo izjemno eksperimentalni. V njihovi glasbi slišim vplive mnogih drugih glasbenikov – Zappa, Hatfield and the North, Henry Cow, Samla Mammas Manna, Happy the Man, Van der Graaf Generator… – a mislim, da je njihov glavni namen, da ustvarijo glasbo z lastnim karakterjem.

Nobenih kritik nimam glede igranja in zvoka na albumu. Vodje skupine, Mike Sary, je nor basist. Mnogokrat se lahko izgubi v morju klaviatur in pihal, a ko se sliši, je vedno točen in zanimiv. Warren Dale je s svojo goro klaviatur in pihal morda najbolj opazen glasbenik na albumu. Zna pričarati prave atmosphere, zna pa na sintetizatorju in Hammond orglah igrati tudi hitro kot veter. Chris Smith je prav tako prepričljiv s svojim Frippovskim slogom – rezerviran a vedno pod kontrolo. Prav tako prispeva nekaj pomembnih violinskih vložkov. Zadnji del uganke je bobnar Jeff Gard, ki je v svojem delu soliden in primeren. Na plošči je tudi nekaj gostov, najbolj opazen med njimi pa je Paolo Botta (Yugen), ki s French TV nastopa, ko igrajo v Evropi.

Mislim, da ni možno, da bi French TV izdali slab album. Imajo preprosto pravi občutek za kombinacijo med dobrimi melodijami in eksperimentalnimi deli. Težko bi mi bilo izbrati le en album, ki mi je najbolj pri srcu, a če bi me kdo prisilil, bi verjetno izbral This Is What We Do. Ne vem natanko zakaj, zdi se le kot da se je tukaj vse ujelo. French TV so z leti le boljši in nestrpno pričakujem naslednji album.

Rok Podgrajšek/ROCKLINE

Dzięki uprzejmości Planet Caladan, a w szczególności Damiana Polszakiewicza mam zaszczyt przedstawić polskiej Caladanowej prog-rockowej publiczności mało znany lub w ogóle nie znany zespół zza oceanu o niepozornej nazwie Franch TV.

 

Zanim ta nazwa zaczęła funkcjonować na szeroko rozumianej progresywnej mapie świata, w czasach punk-rockowej rewolty w Louisville w stanie Kentucky (oczywiście w USA) z inicjatywy Mike’a Sary oraz Stephena Robertsa powstał zespół o nazwie FESTUNG AMERIKA, który był protoplastą FRENCH TV. Oprócz Mike’a Sary obsługującego po dziś dzień bas oraz Stephena Robertsa grającego na różnej maści instrumentach klawiszowych oraz perkusyjnych zespól zasilił Jeff Jones grający na saksofonie oraz organach i będący pod wpływem takich artystów jak Frank Zappa, Captain Beefheart czy Van Der Graaf Generator, a wywodzący się z formacji o nazwie MYOPIA, grającą pełną humoru muzykę z pogranicza Gong, Hawkwind, Pink Floyd, Mountain. Jak łatwo się domyśleć repertuar Festung Amerika początkowo opierał się na coverach i nagraniach zespołu Jaffa, Myopia. Muzycy grali w małych knajpach i zazwyczaj gromadzili wokół siebie małą i przypadkową publiczność, niekiedy niechętną, aby słuchać propozycji zespołu. Właśnie w tamtych czasach powstała pierwsza kompozycja, która została umieszczona w lekko zmienionej formie na debiutanckim krążku FTV. Nagranie to nosi tytuł Spill. Po odejściu Jeffa Jonsa pozostali dwaj muzycy zmienili nazwę na właściwą obecnej czyli FRENCH TV, zapraszając do zespołu braci Beau i Fennera Castnerów z zespołu THE BRIDGE mającego w swoim repertuarze wyłącznie covery YES, GENESIS, PINK FLOYD, LED ZEPPELIN. Niespełna 17 latek Fenner rekomendował do zespołu swojego szkolnego kolegę Artie Bartona grającego na gitarze elektrycznej i tak oto w takim składzie pod okiem producenta Howie Gano popełnili pierwszą płytę FTV 1 wydaną w maju 1984 roku w numerowanym i limitowanym nakładzie 500 winyli. Owe nagrania do niedawna były rarytasem dla kolekcjonerów. Do niedawna bo w 2000 roku wznowiono ten krążek. Zespół muzycznie plasuje się tu na skraju stylistyki lat 70-tych zdradzając wpływy sceny CENTERBURY, czy też zespołu HAPPY THE MAN(nagrania HAPPY ARMIES FIGHT IN THIER SLEEP, SPILL) oraz lat 80-tych, tłumaczą to wręcz popowe ciągotki jakże charakterystyczne dla tamtego okresu. Doskonałym tego przykładem jest nagranie THE ARTIST’S HOUSE . Jednak najbardziej reprezentatywnym z całości jest trzy-utworowy finał płyty w postaci NO CHARGE, EARTH I WAIT, THE VISIT.

 

W połowie lat 80-tych zespoły grające tego typu muzykę były skazane na wyginięcie, gdyż nikt z dużych koncernów nie chciał inwestować w tego typu muzykę mającą lata świetności i komercyjnej popularności za sobą. Nikt też nie zainteresował się FTV do takiego stopnia by zespól mógł utrzymać się i egzystować z tworzenia muzyki. Mike Sary nie złożył “broni” i na przełomie lat 80-tych i 90-tych wydał drugą płytę AFTER A LENGTHY SILENCE. Podobnie jak kolejny VIRTUE IN FUTILITY wydany w 1994 roku został nagrany przy udziale m. in. Fennera i Artiego. W porównaniu z poprzednią płytą na stanowisku keybordzisty Paul Nevitt zastąpił Billa Fowlera (kolejny kolega ze szkoły). Muzyka w porównaniu z poprzednimi jest bardziej ekscytująca z uwagi na niebywały dynamizm kompozycji w tym zerwanie z tandetnym brzmieniem keyboardów lat 80-tych oraz rozbudowanie i urozmaicenie przez nowe instrumenty typu trąbka, skrzypce. Płyta bardzo równa i nie sposób wyróżnić jakąkolwiek kompozycję. Ogólnie oscyluje miedzy karmazynem (HEY! REAL EXECUTIVES JUMP FROM. . . ), wpływami Rock in Oposittion (CLANGHONKTWEET), akordami przywodzącymi na myśl wczesny MARILLION(koniec THE FAMILY THAT OONTS TOGETHER GROONTS TOGETHER), czy improwizatorskim jazz-rockiem (I’M WHINING FOR THAT FUNKY BABY OF MINE) bądź HAPPY THE MANowskim podejściem do komponowania według FTV (EMPATE), zaznaczając przy tym, że FTV łączy w swych kompozycjach różne wpływy tworząc jedyny w swoim rodzaju nastrój przy tym dezorientując w pozytywnym znaczeniu słuchacza badającego jednoznaczność kompozycji. Rok po trzeciej odsłonie ukazał się czwarty album i przyniósł spore zmiany personalne. Na gitarze pojawił się Tony Hall, a na perkusji Bob Douglas śpiewający jednocześnie, oraz John Robinson na keyboardach. Pojawiają się gościnnie starzy znajomi FTV m. in. Bill Fowler oraz Dean Zegoris w nagraniu NO RAVEN TONIGHT. Ciekawostką jest też cover VDGG PIONIERS OVER ‘C’ zagrany w sposób bardzo odważny, oryginalny a zarazem kontrowersyjny. W roli kompozytorskiej dominują Hall i Sary. Ten pierwszy wyczarował tu bajeczną suitę PERSEID łączącą nastrojowość z podkręcającymi tempo fragmentami, licznymi partiami fletu i dominującą perfekcyjną gitarą autora kompozycji.

Kwintesencją stylu FTV jest nagranie THE SOULS OF THE DAMNED LIVE IN FAILED WORKS. Słychać tu wyraźnie cały charakter FTV, prog-awangardowe podejście z przymrużeniem oka do materii muzycznej. Piąta odsłona miała miejsce w 1997 roku i była to płyta koncertowa LIVE-YOO-HOO!!!. Wynikiem tej płyty były liczne koncerty po USA między innymi u boku VOLARE, jak i wizyta m. in. na festiwalu PROGDAY’97 w PÓLNOCNEJ KAROLINIE. Płyta zawiera nowe nagranie TINGLER łączące fusion z flamenco mogące kojarzyć się z AL DI MEOLĄ i RETURN TO FOREVER. Mamy też dwie kompozycje z pierwszej płyty, trzy z trzeciej oraz jedną z drugiej. Szczególnie wyróżnia się gra ZIGORISA na stałe powracającego do zespołu, a grającego momentami na tym koncercie jak Bill Connors z RETURN TO FOREVER. Mocnym punktem płyty są również improwizacje utrzymane w duchu BILL BRUFORD, FRANK ZAPPA, GONG, a nawet OZRIC TANTACLES.

Jak na razie ostatnią propozycją FTV jest album THE VIOLENCE OF AMATEURS z 1999, będącą zdecydowanie najlepszą propozycją w całej dość równej muzycznej historii zespołu. Tu również mamy do czynienia z coverem, tym razem innej znakomitej sławy ZAMLA MAMMAZ MANNA będącej podporą RIO. To nagranie to JOOSAN LOST/THE FATE trwające ponad 20 minut i zawierające niebanalną melodyjność połączoną z improwizacjami zapierającymi dech. Bardzo udanie wypadł też debiut kompozytorski Zigoris. THE SECRET LIFE ON WALTER RIDDLE zionie pomysłowością i witalnością przy idealnej technice instrumentalistów. Nad całym dziełem wisi duch awangardowych przodków, a w momentach odpoczynku od zakręcenia tudzież nagwintowania snuje się prog-rockowa sielanka.

Bardzo istotnym elementem płyt FTV jest poczucie humoru które objawia się, a to przezabawną historią Mr. Sary we wkładce THE VIOLENCE OF AMATEURS, a to zabawnymi okolicznościami powstania VIRTUE IN FUTILITY, a jeszcze śmieszniejsze są ostrzeżenia zawarte w ramce przy liście nagrań. Przeciwnym stałym elementem wkładek i okładek jest protest przeciwzbrojeniowy niemal na każdej płycie. Objawia się to artykułami, statystykami i wykresami dotyczącymi zbrojeń militarnych na całym świecie. Antymilitarne nastawienie przejawia się również w nagraniach. FRIENDS IN HIGH PLACES to przemówienia Busha i Reagana dotyczące wojny w Iranie. Innym przykładem jest wojenny marsz we wstępie THE SECRET LIFE OF WALTER RIDDLE.

Niewątpliwie zespół kierowany od początku przez Mike’a Sary jest zespołem godnym uwagi i zarazem trudnym do sklasyfikowania gatunkowego. Jest pełną gamą dźwięków stale się mieszających, opozycyjnym punktem widzenia współczesnego rocka progresywnego. To muzyka robiona z pasją dla ludzi z pasją szukania nowych doznań dźwiękowych, wartości transcendentalnych na płaszczyźnie szeroko pojętego rocka postępowego

 

2002-07-12, Skyacek
caladan.art.pl

FRENCH TV 7: THE CASE AGAINST ART

    Długo słuchałem i zastanawiałem się nad konstrukcja, a  w dalszej częsci oceną tego albumu. Poprzednia płyta French Tv przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Wierzyłem, że zespoł włoży w swoją siódmą odsłonę The Case Against Art jeszcze wiecej wysiłku tak aby nie powielić, zachowac swój styl a przy tym popełnić kolejne intrygujące zawiłe nagrania.

    Nagranie otwierające nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z jedynym w swoim rodzaju zespołem. Kompozycja w której w sposób wyraźny do dialogu dochodzą echa spacowe a la Steve Hillage z prog rockową tradycja, bluesem a specyficzynym cyrkowym humorem FTV. Podobna wyrazistość oferuje One Humiliating Incident After Another gdzie saksofon przepięknie współgra z gitara zaś perkusja wzmaga się z bassem dając kunszt swoich improwizatorskich i technicznych umiejętności. Dopiero po wysłuchaniu tej płyty mogę powiedzieć ze współgranie czy mówiąc żartobliwie sztuczne współ zawodnictwo instrumentalne zostało wyeksponowane i dokonane w sposób genialny !


    Na szczególne uznanie zasługuje najpiękniejsza kompozycja French Tv jaką kiedykolwiek usłyszałem : Viable Tissue Matter, gdzie band daje się poznać od innej strony bardziej romantycznej, lirycznej. Spokojny wręcz leniwy początek snuje sie tworząc sielankowa atmosferę z fletem w roli głównej, jako przewodnik, po krainie którą niegdyś malował i zachwycał Happy The Man. Jest tu przestrzeń i marzycielski popis nowego nabytku French Tv, jakże trafnego,  Warrena Dale’a na keybordach. Jest tez burza tempa z sekundy na sekunde przyspieszającego, momentami  a la Gong, ale ciągle mającego tą nieokreślona i niebywała przestrzeń pomimo zmiany wyrazu kompozycji. Nie zabrakło również popisu Deana Ziggorisa będącego w tle całego przedsięwzięcia płytowego. Tu Dean ma swoje “piec minut” wykorzystane w sposób niebywale trafny. Ziggoris udowadnia ze nie tylko potrafi zagrać sztywno, technicznie i szybko ale potrafi stworzyć  kilka szorstkich i brudnych riffow, mnie kojarzących się z najbardziej melodyjnymi momentami z niektórych płyt Dereka Bailaya.

    Reasumujac. Album niezwykły, udany, zaskakujący a zarazem zachowujący charakterystyczność FTV wypracowaną latami. Tak trzymać !!!

  p.s. Tak na marginesie zespół bardzo by chciał zagrać koncerty dla Polskiej publiczności. Tylko czy jesteśmy gotowi na ich show ? Czy jestesmy zainteresowani ich tworczoscia? My Polacy. Ja tak, i sadze ze i TY czytelniku jesteś takiego samego zdania. Na pewno będą to niezapomniane wieczory.

2004-02-09  Skyacek

FRENCH TV6: THE VIOLENCE OF AMATEURS
Rozwoj zespolu siega apogeum. Plyta The Violence of Amateurs to dzieło w kazdym calu . To juz wiecej niz rock progresywny !Nowa jakosc Prog rocka (???). Otwierajacy Kokonino Stomp powala seria zapetlonych w jeden temat dęciaków, nie brakuje tez poczucia humoru i pojawia sie niebywały polot i pewnosc muzyków. Wszystko jest zgrane z taka perfekcją…

Nie inaczej jest w nastepnej kompozycji ocierajacej sie o kanony awangardowe, a Steve Good odgrywa taka solówke na saxofonie ze wbiła mnie w ziemie!!. Owa solówka może przypominac szczytowe i najbardziej jazzgotliwe dokonania Kena Vandermarka. Mamy tez nawiązania do Shadowsów tudzież country- western- viede zakończenie nagrania.

The Odessa Step Sequence to bardzo progresywny poczatek, oplatany zakreconą melodyką i dynamiką. Co chwila FTV zmienia tempo i powołuje nowy temat przez co zyskuje na żywiołowosci. Dużo w tym orginalności, są tez minimalne ukłony w strone KIng Crimson – ta szorstkość w ostatnich sekundach tego nagranaia. W Mail Order Quarks jest bardziej progresywnie , bardziej swobodnie, bez natłoku zmieniajacych sie tematów, co nie znaczy ze jest nudnie. Fenomen tej plyty tkwi w tym ze FTV potrafi zaczarowac sluchacza zasypując wyważonymi perfekcyjnie pomysłami(…)

Mail Order Quark jest niczym sztorm, podmuch wichury. Z wolna narasta , spietrza sie by po chwili zawiac spokojniej z innej strony progresywnego nieba. Takiej dramaturgii nie znajdziecie na zadniej z plyt FTV.
Na zakonczenie cover Zamla Mammas Manna zagrany bardzo karmazynowo i rześko. Oj przepieknie tu zawodzi na gitarze Dean Zigoris bedący mocnym punktem FTV. Tego trzeba posluchac!

Płyta genialna ze wszechmiar. Nie sposob sie nudzic, jestesmy zarzuceni wieloscia porywających momentów iż nie sposób ucha oderwacod tej płyty. FTV zawiesil wysoko poprzeczke stale z plyty na plyte ja podwyzszajac. Jesli nie znacie tego zespolu to polecam zaczac poznanie- sluchanie własnie od tej pozycji.

2003-01-08 Skyacek

FRENCH TV 4: INTESTINAL FORTITUDE

Czwarta odsłona Francuskiej Telewizji przynosi zmiany w postaci wokali, ktore co prawda wypadaja dosc orginalnie ale nie dodają zbytnio uroku kompozycją.

Całość rozpoczyna Um Tut Sut w iscie cyrkowym stylu przez 2/3 nagrania trzymajac w zartobliwym klimacie by podkoniec powaznie zaczarowac technicznym progressem. Dziewiecio minutowy No Raven Tonight to pierwsze historyczne nagranie FTV z wokalem wypada dosc przecietnie choc bywaja momenty potrafiace zachwycic. Suita Perseid to stonowany zlepek tematów kojacych z uwypukleniem gitary akustycznej i miło zawodzacego fletu w tyle owej gitary. Persides to rowniez dynamiczne granie ispiewanie, ale to w ostatniej zczesci opatrzonej tytułem Reign Of Ice gdzie mamay choralne zaspiewy, notabene bardzo nierówno zaśpiewane, niemal jak na żywo. Ogolnie bardzo udana kompozycja Toneyego Halla ktory w final serwuje całkiem udane solo, nie pozornie schowane za sekcją rytmiczna na pierwszym planie.

Black Day, White Light to moje ulubione nagranie z tej plyty. Kompozycja napisana przez Tony Halla zaczyna sie bardzo tajemniczo, przestrzennie by po minucie wyciszyc sie i rozpoczac prawdziwe dynamiczne rzemioslo. Około piątej minuty budzi sie w zespole liryzm, jest spokojnie i slicznie zawodzi skrzpek-Peter Rhee. Nie cała minuta sielanki i powrót do poprzedniego tematu.
Taki oto schemat staje sie wyroznikiem kompozytorskim FTV. Gdzie na kanwie owego schematu wplatuje improwizacje i nutki jakze interesujacych urozmaicen. Tak jest rowniez w przedostatnim nagraniu bedącym wizytowka umiejetnosci a takze bogatych i niebanalnych rozwiazań melodycznych. MIODZIO !:-)
Na zakończenie mamy cover Van Der Graaf Generator. Podrobienie upiekszenie lub dorownanie temu zacnemu zespołowi z przeszłoeci jest bardzo trudne.
FTV zrobili to poswojemu i chwała im za to. Brzmia inaczej, bardzo ciekawie,a wokalista…… Sami ocencie. Mnie ta wersja przekonuje, choc od razu nie byłem przekonany. Taka jest cała twórczosc FTv. Wymaga czasu i oswojenia sie

Intestinal Fortitude to kolejny mały krok w ewolucji. FTV brzmi coraz lepiej, bardziej dojrzale, wiecej tu szczegołow ktore wyławia sie za każdym zetknieciem sie z ta plytą.

2003-01-08 Skyacek

FRENCH TV3: VIRTUE IN FUTILITY

Oto najbardziej progresywna ze wszystkich plyt zespołu w całej dyskografii i chyba najbardziej znana płyta FTV. Jest tu stosunkowo mało ciągotek ku jazz-rockowi i w moim mniemaniu ocena : 7 jest na dzień dzisiejszy trochę naciągnięta. I to nie dla tego że nie lubię rocka progresywnego. W wydaniu FTV jest mało orginalny i patrząc z peryspektywy czasu…. “zgrany”.Więc nie “bije” po uszach jak powinien ;).

Przede wszystkim brakuje tu charakterystycznego punktu-nagrania, słucha się tej płyty i wpada ona jednym uchem a wypada drugim. Owszem są tutaj niezłe kombinacje i popisy kolektywne jak i indywidualne…. W mojej opinii wypada to blado. Nie ma już tak mocno drażniących keyboardów jak na “jedynce” ale brakuje gitarowych popisów tak intrygujących jak na debiucie.

W nagraniu otwierającym mamy klimat zbliżony do sceny Centerbury, między innymi za sprawą Deana Zigorisa który na kolejnych plytach pokaże na co go stać. Już tutaj stanowi o sile tego nagrania, które jak większość nagrań FTV zrobiona jest według receptury temat przewodni i na jego tle improwizacje dość krótkie, każdego z instrumentalistów z finałem zapentleniowym tematu który się przewija przez całe nagranie. Co ciekawe nagrania zaczynają się charakterystycznym tematem oczywiście innym dla każdego, i po około 3-4 minutach powraca owy temat by najczęsciej po kilku minutach powrócić bądz zakończyć nagranie. Tak jest skonstruowana tutaj muzyka.

Warte odnotowania są wprowadzające sporego ożywienia skrzypce i trąbka pojawiająca się dośc często. Bardzo intryguje mnie nagranie THE FAMILY THAT OONTS TOGETHER,GROONTS TOGETHER gdzie po 4 minucie pojawia się temat raptem wycięty z LOVE SONG TWELFTH NIGHT. Takie mam odczucie.

Najjaśniejszym punktem płyty jest EMPATE oraz zamykający SLOWLY I TURN… STEP BY STEP… INCH BY INCH… nie zapominając o iście jazzowym rodzynku całkowicie improwizowanym z szalejącym, momentami, saxofonem będący w końcowej improwizacji w interakcji z gitarą która również dodaje smaczku całemu nagraniu pomimo że tylko asystuje tutaj. Natomiast wspomniany EMPATE zaczyna się dość mocno tak iż mamy wrażenie że za chwilę nagranie zacznie instrumentalną galopade.Tak się jednak nie dzieje przynajmniej na wstępie a własciwie to co następuje po kilkunasto sekundowym wstępie i zapętlanie czyli galopada i powrót do częsci spokojniejszej , subtelniejszej. GENIALNE !!!! Naprawde improwizacje i budowanie napięcia w tym nagraniu wypadło perfekcyjnie amerykańskim francuzom z telewizji. Kolejne ze szczytowych wymienionych nagrań jest podobnie zbudowane jednak wszystko dzieje się tu wolniej co nie znaczy gorzej. Mocny punkt plyty, wspaniałe zakończenie zrobione wspaniale technicznie i na dodatek z “jajem” czyli śpiewami Vikingów będących zapewne po konsumpcji piwa bezalkoholowego STRONG 😉

Zalążek progresującej formy.W świetle całości trochę brakło pomysłów i ciekawszych rozwiązań melodyczno-technicznych, ale jest naprawdę nie źle.

2002-10-26 Skyacek

FRENCH TV 1

Dość nieoczekiwanie przypadł mi zaszczyt napisania recenzji płytowych zespolu którego w dziale felietonów starałem się przybliżyć Polskiej prog-rockowej publiczności. Ci co nie czytali serdecznie zachęcam bo to ze wszwchmiar zacny zespół bynajmniej nie pochodzący z Francji lecz ze Stanów Zjednoczonych. Zresztą każdy kto choć chwile słuchał ich płyt tudzież nagrań doskonale wyczuł tendencje charakterystyczne dla tego rejonu progresywnego świata. Jednak FTV nie bazuje wyłącznie na twórcach amerykańskich interesującego nas gatunku muzycznego. Muzyka FTV to wypadkowa wszystkiego co dobre głównie w jazz-rocku jak również w rocku progresywnym, choć te pierwsze przytoczone wpływy są bardziej słyszalne.

Debiut FTV został zainicjowany w roku 1984 niskonakładowym vinilem. Po latach ten materiał zespół postanowił oczyścić i wydać na srebrnym krążku. Przede wszystkim muzyka tu zawarta stanowi piętno czasu w postaci jakże charakterystycznie brzmiących w tamtych czasach kybordów. Po latach brzmią bardzo banalnie wręcz tandetnie. Tak jest w nagraniu THE ARTIST’S HOUSE gdzie przychodzi na myśl zespół Camel i jego plyty “The Single Factor” oraz “I cant See Ypur House From Here”. UNDER HEAVEN THERE IS GREAT DISORDER gdzie pomimo wstępu nie rokującego niczego dobrego w dalszej części nagrania objawia jakże znamienne schematy jakimi FTV operuje na tej jak i na następnych płytach świadczące o potencjale improwizatorskim, charyzmie, i tym co najlepsze w sile tego bandu . Poza opisanym wyżej nagraniu takie warunki na tej płycie spełnia jeszcze całkowicie improwizowany EARTH, I WAIT, całkowicie “free” bez konsensusu i upustu napięcia. Taki upust jednak daje jedno z najlepszych a zarazem najstarszych nagrań zespołu. Jest nim SPILL. Imponująco budowane napięcie, bulgoczące kybordy, w tle wolne leniwe akordy gitary elektrycznej aż do drugiej minuty gdzie pojawiają się inne instrumenty zdecydowanie i w innych rolach niźli we wstępie. Zaskakuje motoryka tego nagrania, kybordy ciągle modulowane i powracające do porządku co jakiś czas i wszystko to wieńczą poszczególne improwizacje na tle usystematyzowanego i zaplanowanego pasażu melodyjnego będącego dodatkiem do jakże wspaniałych improwizacji poszczególnych muzyków .

Charakterystyczne i chwytające dopiero po kilku przesłuchaniach są „symulowane” przez keybord cymbałki [;)] (nagranie THE VISIT).Natomiast za pierwszym przesłuchaniem chwyta melodyjny NO CHARGE. Naprawdę trudno się oprzeć temu nagraniu. Zostaje głęboko w pamięci.

Z każdym nowym przesłuchaniem płyta coraz bardziej podoba się. Posiada fragmenty bardzo dobre (SPILL, NO CHARGE, EARTH I WAIT) jak i mniej udane (HAPPY ARMIES FIGHT IN THEIR SLEEP,ARTIST’S HOUSE)
Ale to dopiero prolog, pierwszy krok w światku około progresywnym i progresywnym..

2002-10-26 Skyacek